Kiedy chodziłam w ciąży z Olą nie umiałam wyszywać,
więc tak się jakoś stało, że nie miała swojej metryczki.
12 lat później igła niemal wyrastała mi z dloni - była moją nieodłączną częścią....
Pasją z całego serca.
Oczywiste było, że Jędrusiowi wyszyję metryczkę.
Poczekałam tylko na cyferki od daty i na wagę i długość ;-)
I tak mi się dziś przypomniało dzięki wpisowi Katarzyny O.
Za chwilę miną trzy lata ;-)
Cały mój ;-)
PS. Jędruś urodził się w lipcu. Upał na dworze, upał w szpitalu.
Ku zdziwieniu innych mam - leżał sobie w bodziaku bez rękawków, przykrywany pieluszką tetrową.
Inne maluchy były ubrane w bodziaki, kaftany, śpiochy, łapki i inne ubranka....
Tak bardzo było mi ich żal...
Cudowne, nie mogę się napatrzeć
OdpowiedzUsuńDziękuję....
UsuńPięknie! Cały czas jestem pełna podziwu dla Twoich zdolności. :)
OdpowiedzUsuńA, i bardzo dziękuję za link do mnie. Miło mi. ;)
Dziękuję ;-) To ja dziękuję za wpis o metryczce....:-) Pozwolił mi się cofnąć trzy lata ;-)
Usuń